sobota, 12 maja 2012

Naruto Fanfick By Access, part kolejny

   Przetarłem ręką bolącą głowę. Nadal stoję w kropce, a nikt nie chce mi pomóc w odbiciu Hinaty. Zawiodłem księcia, nie stawiłem się na nasze spotkanie. Mam nadzieję, iż książę wybaczy mi to, jednak nie jestem do końca pewien. Naruto był jedyną osobą, która podzielała moje obawy. Oczywiście jest też Staruszek Jiraya, ale on nie zrobi nic. Nie wiem, może nie brakuje mu jej małej, uśmiechniętej twarzyczki i milczącej mordki? Hinata często milczała, owszem, ale to właśnie dzięki naszemu milczeniu, zaprzyjaźniłem się z nią. To było kilka miesięcy po tym, jak mój pan przygarnął mnie. Oboje byliśmy wyrzutkami zagubionymi w tym, pełnym zasad i obowiązków, świecie. Zaczęliśmy przesiadywać razem, by nie spędzać całego wolnego czasu samotnie. Przeważnie towarzyszyła nam cisza. Teraz brakuje mi jej milczenia.
  Spojrzałem przelotnie na małe okno. Był już wschód słońca, powinienem być już przy moim panu i pomagać mu. Miałem dziś przecież tyle do zrobienia... Gdybym był na tyle asertywny, by sprzeciwić się, może to wszystko potoczyłoby się inaczej?
   Nagle usłyszałem pukanie do spróchniałych drzwi do mojego malutkiego pokoju.
- P-Proszę - powiedziałem lekko zaskoczony faktem przybycia jakiegokolwiek gościa. Zazwyczaj nie miewam gości. Gdy drewniana płyta udająca drzwi, otworzyła się, zobaczyłem pękną, brązowowłosą kobietę, którą spotkałem wczorajszego dnia. Ta kobieta jest bardzo miła, jednak chyba ma nie równo poukładane w głowie. Powiedziała mi, że walczyłem z jednym z tych cieniostworów i wygrałem. Jest to na tyle nieprawdopodobne, że aż niemożliwe.
- Witaj - przywitała się, uśmiechając delikatnie.
- Witam - odpowiedziałem sucho, wstając z ziemi i zaścielając koc. - Co cię tu sprowadza, pani?
- Musimy porozmawiać. - Powiedziała, zamykając drzwi. 
- Nie mamy o czym, pani. A teraz przepraszam, ale jestem już spóźniony... - powiedziałem, podchodząc do niej i odsuwając delikatnie. Gdy ręką sięgnąłem w stronę drzwi, błysnęło, a moje ręka bolała mnie niemiłosiernie. Szybko zabrałem ją od drewna. 
- Cholera - prychnąłem, machając dłonią. Pojawiły się na niej słabe ślady poparzenia. 
- Powiedziałam, że musimy porozmawiać, Sasuke. 
- To ty, pani? - Zdziwiłem się, spoglądając na nią. Uśmiechnięta zazwyczaj kobieta, miała poważny i surowy wyraz twarzy. Opuściła rękę. - Pani... Naprawdę jesteś...Uczonym? - Zapytałem. Kiwnęła głową, potwierdzając moje słowa. Natychmiast padłem na kolana. 
- Wybacz mi, pani! 
- Sasuke, wstań - powiedziała surowo. Wstałem jednak nie śmiałem spojrzeć na jej twarz.  Taki wstyd, jak mogłem nie poznać! Przecież to było oczywiste, a jednak nie chciałem uwierzyć, że to może być to. - Musimy porozmawiać - powtórzyła.
- Oczywiście, pani.
- Nie jestem twoją panią, chłopcze - westchnęła jakby ze zrezygnowaniem. - Mam ledwo piętnaście wiosen. 
- Piętnaście? 
- Owszem. Z tego, co dowiedziałam się na twój temat, Sasuke, jesteś ode mnie starszy o rok. 
- Jednak nie wiem, co to ma do rzeczy - powiedziałem cicho.
- Otóż to, że gdy byłam malutką dziewuszką, stwierdzono u mnie duży pokład energii duchowej. Wysłano mnie do klasztoru. Edukację tam skończyłam dwa lata temu, specjalizuję się w magii ognia. Wstąpiłam do kręgu uczonych w tym zamku, i w ten sposób z marnej córki chłopa, stałam się kimś ważnym dla całego kraju. Nie wyrzekłam się jednak swoich korzeni, staram się polepszyć sytuację mojej rodziny.
- Nie rozumiem, pani, czemu mi o tym mówisz.
- Mówię ci o tym, ponieważ rzeczywiście pokonałeś wysłannika Cienia gołym mieczem. Całą noc zastanawiałam się nad tym. Może ryzykuję, ale ja osobiście uważam, że posiadasz ogromną energię duchową. Czy wokół ciebie dzieją się różne dziwne rzeczy, zjawiska?
- Nie, pani - powiedziałem.
- Nic? Nie masz żadnych umiejętności wrodzonych, tylko nabyte?
- Ja... Umiem czytać, pisać, podobno dobrze walczę. To tyle - powiedziałem szybko. Chodziło mi tylko o to, by ta kobieta odczepiła się ode mnie. ta jednak klasnęła w dłonie.
- Wiedziałam. Masz wrodzonymi umiejętności, które powinny być nabyte, to znaczy, że coś w tobie jest. Musimy tylko dowiedzieć się, co to jest. 
- Pani, nie...
- Nie mów do mnie 'pani'. Nie jestem i nigdy nie byłam twoją panią. Mów mi po imieniu...
- Pani, nie mogę. To oznaczałoby brak szacunku do pani osoby.
- Jak i również to, że zgodziłam się na to. Traktuję cię jak równego sobie, czy to źle?
- Nie, pa... - nie dane mi było skończyć, ponieważ poczułem ogromny ból głowy. Szybko strąciłem gorącą dłoń kobiety ze swojego czoła. 
- Jestem TenTen. Miło mi cię poznać - powiedziała, uśmiechając się. - Czy coś się stanie, gdy opuścisz służbę dzisiejszego dnia?
- Mój pan chyba nie byłby zadowolony.
- Kto jest twoim panem?
- Orochimaru.
- Sasuke... Myślę, że pozwoli. Muszę z nim tylko porozmawiać. Poczekaj tu, zaraz wrócę - powiedziała, a następnie ja burza wybiegła z mojego pokoju. Usiadłam na kocu, nogi rozłożyłem na podłodze. Skoro uczony chce dowiedzieć się czegoś o mnie, znaczy, że 'coś' we mnie jest. Może uda mi się uratować Hinatę, gdy przekonam uczonych o ratunku? To jest może moja szansa, którą zesłano mi z nieba?




  Gdy TenTen nie wracała długo, wyszedłem z mojego pokoju i ruszyłem w stronę stajni. Musiałem umyć dziś klacz mojego pana, a potem jeszcze zanieść jego przesyłkę do sołtysa podzamkowej wioski.
  Dotknąłem ręką delikatnej głowy ciemnej klaczy. Parsknęła ufnie. Wyjąłem szczotkę z kufra stojącego w pobliżu, i zacząłem czesać delikatną sierść. Nagle usłyszałem znajomy głos.
  Szybko rzuciłem szczotkę o podłogę i wybiegłem ze stajni. Rozejrzałem się dookoła, szukając dziewczyny w okolicy. Nie dane było mi ją znaleźć. Przekląłem głośno. Nie wiadomo skąd, podbiegła do mnie TenTen.
- Co się stało? - Zapytałem, gdy uczepiła się mego ramienia.
- N-Nic takiego, po prostu...Twój pan zgodził się na próbę...
- Jaką próbę? - zapytałem, łapiąc ją za ramiona. Odsunąłem ją od siebie lekko, a następnie spojrzałem w jej głębokie oczy. Była lekko rozkojarzona, trzęsła się. Jej pełne wargi drgały lekko.- Hmm?
- No wiesz - powiedziała, wzdychając. Odsunęła się ode mnie, a moje ręce bezwładnie opadły z jej ramion. TenTen uśmiechnęła się nagle. - No chodzi mi o tę energię duchową, którą masz w sobie!
- Ale co planujesz, pani? 
- Chcę sprawdzić, co w tobie jest. Udało ci się coś, co jest praktycznie niemożliwe. Chcę sprawdzić cię, być może dołączysz do nas i będziesz mógł się dokształcić. A wtedy uratowanie twojej przyjaciółki będzie prostsze. 
- Więc mam marnować czas na naukę, która może nie mieć sensu, chociaż w tym samym czasie mogę iść szukać Hinaty? - Warknąłem.
- A może nauka będzie miała sens i będziesz wiedział jak skutecznie walczyć z Cieniem! 
- Nie chcę tego słuchać. Wybacz - powiedziałem sucho, odwracając się. Czułem narastającą we mnie wściekłość, musiałem coś zrobić. Ogarniająca mnie frustracja była nie do zniesienia. Nie mam zamiaru grać królika doświadczalnego. Nie pamiętam walki z cieniostworem, więc co mi da sposób? I tak nie otrzymam pomocy od królowej. Straciłem Hinatę, to jest pewne. Nie opłaca mi się nawet walczyć, ponieważ to już jest bezcelowe. Ona pewnie i tak już umarła. 
   Ona, ta skromna, nieśmiała, miła dziewczyna. Czemu nie byłem na jej miejscu? Czemu to ona zginęła, a nie ja?
- Sasuke - usłyszałem za sobą. Odwróciłem się i spojrzałem na stajnię. W oddali stała TenTen. Przyodziana w białą, zwiewną szatę, wyglądała pięknie. Ale to nie ona mnie wołała. To nie do niej należał ten głos. 
- Sasuke! - Ponownie rozejrzałem się dookoła. Czyżby coś wstąpiło we mnie? To nie jest normalne, kiedy słyszę głosy, które nie należą do nikogo. Czyżby TenTen miała rację i coś we mnie jest? Chyba powinienem zawrócić i przeprosić ją...
- Sasuke, do cholery jasnej! - Usłyszałem za sobą. Odwróciłem się po raz kolejny, i nagle wstąpił we mnie strach. Kogo zobaczę? Co ten ktoś ode mnie chce? No i czy powinienem się bać?
- Naruto?
- No w końcu - blondyn uśmiechnął się do mnie. A ja stanąłem jak wryty, nie wierząc w moje uprzednie myśli. Chyba za bardzo się przejmuję sobą...
- Książę - powiedziałem cicho, kłaniając się. - Przepraszam za nie stawienie się na naszym wczorajszym, umówionym spotkaniu.
   Naruto zaśmiał się pod nosem. Opuściłem nisko głowę, czując wstyd. Poczułem, że kładzie dłoń na mojej głowie.
- Sasuke, nie masz za co przepraszać. Wyprostuj się.
- Ale... - Wyprostowałem się. - Nie było mnie wczoraj...
- Jedna z naszych uczonych wyjaśniła mi, co się stało. Najważniejsze jest, że nic ci nie jest.
- Książę...
- Sasuke, jest tak - Mina księcia spochmurniała. - Moja matka twierdzi, że Hinata nie jest ważna, i że póki te stwory nie pojawią się ponownie, mamy to zignorować.
- Ale te stwory pojawiły się ponownie - powiedziałem, nie do końca pewny swoich słów.
- Wiem, poinformowałem ją o tym. Mimo to, mimo śmierci tych ludzi i mimo twojego uczynku, za który jestem ci dozgonnie wdzięczny, moja matka nie chce mieć z tym nic wspólnego.
   Opuściłem głowę. Wiedziałem, że tak będzie, jednak nie sądziłem, że to będzie tak boleć. Hinata. Już nigdy jej nie zobaczę? Czemu to tak boli? Strata kogoś bliskiego? Straciłem w życiu wszystkie ważne dla mnie osoby, prócz Naruto. Jednak jeżeli nadal będzie się działo to, co się dzieje, niebawem stracę i jego. Jakże urozmaicone życie.
- Dziękuję, książę - powiedziałem. - Doceniam twą pomoc.
- Ale to nie to, co chciałem ci przekazać, Sasuke. Chodzi mi o to, że to moja matka nie chce ci pomóc. Ja chcę. Wiesz o tym.
- Wiem.
- Więc powołamy własną akcję ratunkową, Sasuke. Nie pozwolę na to, by coś stało się Hinacie.
- Ale, książę, narazisz się królowej, mieszając się w to.
- Sasuke. Mów mi po imieniu. I nie bój się. Dla naszej przyjaźni, mogę się nawet zrzec tronu.

    
               





  Jej brązowe oczy bacznie badały każdy szczegół mojej twarzy. Zmarszczyła brwi i wydęła usta, a ja miałem ogromną ochotę na roześmianie się. Powstrzymałem się, gdy dotknęła ręką mojego ramienia.
- Cieszę się - powiedziała w końcu, uśmiechając się delikatnie. Odgarnąłem grzywkę z czoła, odwzajemniając jej blady uśmiech. Otaczający nas mrok był jedynym świadkiem. Położyła głowę na moim ramieniu.
- Pamiętaj, żeby, nie ważne co, iść dalej do przodu.
- Zapamiętam to. I dziękuję. - Powiedziałem cicho. - Dziękuję, że dałaś mi szansę mimo mojego uczynku.
- Sasuke, przestań. Musisz po prostu przejść tę próbę. Musisz tylko uważać. Ten las jest nocą niebezpieczny, a uczeni zastawili wiele pułapek. Niewielu osobom udaje się przejść na drugą stronę, i...
- TenTen, dziękuję - powiedziałem, pod wpływem impulsu przyciągając ją do siebie. Czułem ,przez pomarańczową szatę, jej spięte mięśnie. Odwzajemniła mój uścisk.
   Zawyła jedna z bestii. TenTen nagle odezwała się, odwracając głowę w stronę lasu.
- Sasuke, obiecaj mi coś - powiedziała, a jej twarz, oświetlona blaskiem księżyca, wpadającym przez otwartą bramę, była pochmurna.
- Co takiego?
- Wróć żywy z tej próby. Przejdź ją. Przeżyj - powiedziała. Uśmiechnąłem się, a następnie podniosłem jej wzrok na siebie.
- Obiecuję.- Powiedziałem, a następnie puściłem ją. Odwróciłem się do otwartej bramy i wyjąłem miecz z pochwy. Ostatni raz odwróciłem się w stronę dziewczyny, a następnie skoczyłem w gęsty, ciemny las. Pełen bestii i pułapek.
Cholera, w co ja się wpakowałem?


                               




   Zacisnąłem mocniej palący się kawałek drewna, nerwowo rozglądając się dookoła. Ryki dzikich bestii odbijały się echem w mojej głowie, a paniczny strach nie pozwalałam ruszyć do przodu. Brnąłem jednak dzielnie, wiedząc, jaki mam cel. Autentycznie teraz pragnę dość do końca tego chorego lasu i dostać się do Uczonych. To jest mój cel, i go osiągnę. Nie ważne jak. Będę się wspinał po trupach, byle tylko dotrzeć do nich. Zacisnąłem mocniej wargi, nie chcąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Cholernie bolała mnie noga, a z szerokiej rany leciała gęsta krew. Podejrzewam, że kilka z tych latających tu bestii jest wyczulona na zapach. O ile nie wszystkie. Muszę więc jak najszybciej dotrzeć do końca lasu. Albo przynajmniej zrobić sobie postój. Muszę się przespać, bo długo tak nie pociągnę. W ogóle zastanawiam się, czemu taki test musi odbywać się o zmroku? Przecież normalny człowiek nie da rady, to jest pewne. Jest tu zbyt wiele niebezpieczeństw. Pełno pułapek, w które wpadłem. I drugie tyle, w które jeszcze nie miałem okazji się złapać.  O ile nie więcej. 
   Cholera, świta. To oczywiste, że nikt o przeciętnych umiejętnościach nie przetrwałby tej nocy. Mnie się udało. Jednak mam bardzo mało czasu i ogromną odległość do pokonania. Mimo obrażeń, muszę ciągnąć dalej. Muszę. Dla Hinaty. Moja noga z każdym krokiem wydawała się cięższa, czasem łapał mnie skurcz. Zacisnąłem mocno wargi, wiedziałem, że niedługo osiągnę szczyt możliwości. I wtem...
   Usłyszałem ryk. Przeraźliwy ryk. Miałem wrażenie, że wszystkie inne bestie ucichły. Dookoła nastała cisza. Szaleńcza, psychopatyczna cisza. Dźwięk łamanej gałęzi, mój wzrok od razu powędrował w tamtym kierunku. 
   Czułem, że moje wargi poruszają się, jednak byłem zbyt przerażony, by usłyszeć słowa wypowiadane przez siebie. Zza kurtyny drzew wyłoniła się straszliwa bestia. 
   Czerwone oczy, zakrwawiony pysk i liczne rany na błękitnej skórze. Stwór miał około sześć metrów wysokości i był bardzo masywnie zbudowany. W lewej łapie trzymał coś na podobieństwo tasaka. Wiedziałem, że wielu już zginęło z jego ręki. Inne bestie najwidoczniej bały się go, był królem i władcą tego przeklętego teatru. Teatru nasiąkniętego śmiercią. 
   Kurczowo zacisnąłem dłonie na rękojeści miecza, gotów rozprawić się z bestią. Stwór jednak zamachnął się i uderzył tasakiem i ziemię. Niepewny jego ruchu, rozejrzałem się dookoła. Nic się nie stało, więc bardzej pewnie siebie zrobiłem krok do przodu. Ziemia pod moimi stopami rozstąpiła się, w ostatniej chwili zdołałem złapać się konaru pobliskiego drzewa. Nie spadłem, chociaż było blisko. Zebrałem w sobie siły i podciągnąłem się, opierając nogami o ścianę przepaści. Moja noga zapiekła, syknąłem więc cicho. Mimo to po chwili gotów byłem do walki. 
   Mimo długiej potyczki, nie zdołałem w żaden sposób zranić władcy lasu. A on jednym ruchem łapy odrzucił mnie w stronę wielkiej skały. Uderzyłem plecami o kamień. Wrzasnąłem głośno, a obraz przed moimi oczyma stał się ciemny i zamazany. Widziałem jedynie to, że stwór podchodzi do mnie i chce się zamachnąć. To oznaczało moją śmierć. Moje życie i tak nie miało sensu. Jeśli nie poradziłem sobie z nim, nie udałoby mi się uratować Hinatę. Jaki jest więc sens życia...?




-Sasuke, przestań - powiedziała granatowowłosa dziewczynka, wskakując na kamień. Jej biała sukienka powiewała na wietrze. 
- Ale ja nic nie robię! - odpowiedział uśmiechnięty chłopczyk, chowając ręce za plecami.
- No, wcale nic nie robisz! - rzuciła dziewczynka, oskarżycielskim głosem, wskazując palcem na chłopczyka. - Sasuke, za często kłamiesz. Przecież Ty mnie bijesz. Mógłbyś odłożyć gałązki? 
- Hinata... - mruknął Sasuke niezadowolony, rzucając gałązki w pole. - Psujesz mi zabawę. 
- Sasuke, robisz mi krzywdę. To nieładnie. 
- Przepraszam - mruknął Sasuke cicho. - Już nie będę.
- No dobrze, to co? Może pobawimy się w chowanego?
- Dobrze, ja liczę - uśmiechnął się. Podbiegł do kamienia i zaczął głośno liczyć. Usłyszał jak dziewczyna szybko ucieka. Zaśmiał się szyderczo.
- Nie masz szans - mruknął.
Gdy doliczył do dwudziestu, rozejrzał się dookoła. Nie zobaczył nigdzie swojej przyjaciółki, zaczął więc nawoływać ją. Od dłuższego czasu nie dala znaku, że go słyszy. Wiedział, że niebawem nadejdzie zmrok, zapłakał więc. Podbiegł nad staw.
- Hinata! - krzyknął ochrypłym głosem. Podszedł bliżej, wszedł na stary most i wbił nogi w stare drewno. - HINATA!
Nagle deski połamały się, a młody Sasuke wpadł do mułu. Woda powoli wpływała do jego płuc, malec miał ochotę krzyknąć, jednak nie mógł. Chciał zapłakać, lecz nie mógł. Rozpaczliwie machał nogami i wolną ręką, drugą zatykając swoją buzię. Nagle poczuł, że czyjeś ręce chwytają go w pasie. Po chwili byli na brzegu. Sasuke niepewnie otworzył oczy i obrócił twarz. Obok niego leżała nieprzytomna Hinata.
- Hina...ta - mruknął zdziwiony. - Hinata! - rzucił się w jej stronę i obrócił na plecy. - Żyj, żyj! - zapłakał.- Proszę, żyj! 
- Żyję - powiedziała z uśmiechem, jednak jej głos był słaby, a oczy zamglone.
- Wszystko w porządku? Co ty w ogóle zrobiłaś?
- Pomogłam przyjacielowi - powiedziała cicho. - Jeśli zrobiłam coś złego, przepraszam. Tak w ogóle, Sasuke, jest już wieczór, prawda? Więc powinniśmy się zbierać. Bo będą nas szukać. 
- Hinata, głupku, nie musiałaś. Sama przecież ledwo żyjesz, ledwo oddychasz.
- Nie mogę pozwolić na to, bo mojemu przyjacielowi stało się coś złego. 
- Ale ty nie umiesz pływać! 
- Wiem. Ale będę walczyć z moimi słabościami, bo chcę ci pomóc, Sasuke. Bo jesteśmy przyjaciółmi...

   

  Uśmiechnięta twarz, smutne oczy. Tak, teraz moja kolej. Teraz ja muszę walczyć ze słabościami by jej pomóc. Otworzyłem oczy i zobaczyłem stwora stojącego nade mną. Już chciał się zamachnąć, jednak, nie wiem w jaki sposób to zrobiłem, zacząłem wstawać. W dość szybkom tempie. Zacisnąłem dłonie na rękojeści, a następnie moje usta ponownie zaczęły się poruszać. 
- Endriandar - usłyszałem. Początkowo przeraziłem się, jednak gdy zobaczyłem, że mój miecz zaczyna się świecić, posłusznie powtórzyłem po sobie, mocniej, donośniej - Endriandar
  Wtem ostrze mojego miecza zmieniło się w błękitny płomień. Ogarnięty jakimś dziwnym uczuciem, rzuciłem się na stwora, mordując z zimną krwią. Czułem tryumf, mogąc stać w porozrywanych flakach bestii. Mogąc zanurzyć stopy w jego krwi. Odwróciłem twarz. Prawie świt. 
   Natychmiast rzuciłem się biegiem w wybranym celu. Nie przeszkadzała mi nawet zraniona noga i poobijane ciało.  Biegłem, nie zważając na przeszkody. Mój miecz wrócił do normy. Czy to właśnie takie mam umiejętności? Zamiana miecza w błękitny ogień. W takim razie o co chodzi ze słowem "Endriandar"? Czy to przebudzenie mocy? A może zwykłe zaklęcie, które znam podświadomie? Nie wiem. Nie jest to teraz ważne. Gdy dotrę do Uczonych, zapytam ich o to. Teraz jestem dumnie skąpany w krwi króla lasu. 
   W oddali zobaczyłem kamienną bramę. Uśmiechnąłem się zwycięsko. Udało mi się. Mam jeszcze trochę czasu. Muszę zdążyć. Przyspieszyłem. Moje nogi poruszały się tak szybko, jak jeszcze nigdy. Wiem, że mam czas, póki brama nie zawali się o świcie. Jeszcze stoi, jeszcze mam czas. Przechyliłem korpus do przodu, zwiększając prędkość, gdy nagle ujrzałem, że brama chwieje się. Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie, że tam na końcu stoi Hinata. Robię to dla niej, więc zdążę. Dla niej.
   Otworzyłem oczy i rzuciłem się na bramę. Gdy tylko ją przekroczyłem, runęła.

   ***

Tak, jest druga część. W końcu. Myślę, że ten mój fanfick będzie niezłą sagą. Mam mas pomysłów, które pragnę tu upchnąć. Całe szczęście z moją nieszczęsną ręką jest lepiej. 
Przewiduję jeszcze około 2 części, ale nigdy nic nie wiadomo.~

1 komentarz: