poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Naruto Fanfick By Access

  Westchnąłem cicho, próbując skupić się na zadaniu. Szybko przerzuciłem żarcie dla koni przez płot. Obleśne, ale piękne stworzenia. Chętnie przejechałbym się na takim, jednak ja, zwykły giermek, mogę tylko o tym pomarzyć. Oczywiście, że jeździłem konno, ale tylko z moim panem, Orochimaru. Ale w sumie, to i tak bym daleko nie pojechał - cholernie bolą mnie plecy. Oczywiście omijam fakt, że jest już późny wieczór.
  Odwróciłem się i ruszyłem w stronę zamku. Tak, mój pan, Orochimaru, mieszka w nim. Jest wysoko postawionym zarządcą i zaufanym doradcą królowej Tsunade, tak więc ta pozwoliła mu u siebie mieszkać. Ja nie mieszkam w zamku, jednak ze względu na potrzeby mojego pana, bywam tam często. Ja mieszkam w domku dla służby, który mieści się na tyłach budynku. Mógłbym powiedzieć, że jest tam nawet przytulnie, ale kogo ja chcę oszukać? Tak, jestem Sasuke. Moi rodzice oddali mnie Orochimaru gdy miałem dziesięć lat. Od tamtej pory nie rozmawiałem z nimi. 
  Orochimaru utrzymuje mnie, to chyba dobra cena za to, że usługuję mu jak głupi.
  Szybkim ruchem ręki otworzyłem drzwi do domku dla służby. Do moich nozdrzy uderzył zapach świeżego chleba.
- Mmm... - mruknęłam, uśmiechając się. Odpowiedział mi donośny śmiech w duecie z szaleńczym chichotem.
- To nie dla ciebie, Sasuke - rzucił Jiraya. Swoje długie, białe włosy związał z tyłu. Ubranie jego było podarte i brudne, całe w mące. Podobnie jak jego uśmiechnięta twarz. 
- Czemu? - zapytałem, podchodząc do pieca i spoglądając na prawie upieczone pieczywo.  - Jakaś specjalna okazja?
- Tak, księżniczka prosi o świeże pieczywo na kolację. - rzuciła cicho długowłosa, fiołkowooka dziewczyna. Była to moja jedyna przyjaciółka, Hinata.
- Zacnie, jednak nie podoba mi się to, jak nas wykorzystują - mruknąłem, odwracając się. Przebiegłem wzrokiem po kuchni, szukając czegoś, czegokolwiek, do jedzenia. Po chwili złapałem leżące na blacie jabłko. Szybko zniknęło w moich ustach. Hinata zaśmiała się głośno.
- Co cię tak bawi? - zapytałem niewyraźnie. Zdaję sobie sprawę z tego, że mogło to zabrzmieć śmiesznie, ale żeby aż tak? Hinata złapała się za brzuch, i obstawiam, że gdyby nie to, że podłoga była brudna jak diabli, to już by leżała na niej i turlała się. - No weź! - jęknąłem, a kawałek owocu wypadł z moich ust. Hinata prychnęła głośno.
- Dobra, odsuń się, wyjmuję chleb - oznajmił nagle mężczyzna, podchodząc do mnie i odsuwając mnie jednym ruchem ręki. Jak zawsze byłem zdziwiony, skąd ten stary dziad ma w sobie tyle siły.
  Po chwili na blacie, na tacy, leżały trzy bochenki chleba i kilka bułek. Pachniało pięknie.
- I księżniczka zje to wszystko? - zapytałem, oblizując ślinkę. - Bo jak nie, to chętnie jej pomogę.
- Skoro jesteś taki skory do pomocy, to może jej to zaniesiesz? - zapytała Hinata, trącając mnie w bok.
- Nie! - warknąłem, odsuwając się od niej. - Nie pójdę do niej!
- Czemu?
- Ona jest dziwna. Poza tym ja służę tylko i wyłącznie Orochimaru.
- Jaki wierny! - Zaśmiała się Hinata. - Dobrze, że nie chcesz zdradzić swojego pana, służąc komuś innemu, ale ja i tak tego sama nie doniosę!
- Dobrze, zaniesiemy jej to.
- Ale ja muszę pozmywać, Sasuke-kun! Zaniesiesz jej to sam! - fuknęła, grożąc mi palcem.
   Po kilku minutach byłem już w drodze do księżniczki. Nie ma to jak zanosić żarcie nadąsanej gęsi, która i tak wyrzuci połowę z tego ,co jej przyniosę. Ma gdzieś to, że służba cierpi głód. Może nie aż taki śmiertelny, ale głód.
  Trzymając w ręku tacę, przygotowaną przez Hinatę, zapukałem delikatnie do drzwi jej komnaty.
- Proszę! - Usłyszałem. Niepewnie nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Na mój widok księżniczka zaśmiała się cicho. - Przyniosłem kolację, pani - powiedziałem szybko, próbując ukryć złość i irytację.
- Postaw ją tu - powiedziała, pokazując na stolik nocny. Westchnąłem, podchodząc.
- Smacznego - powiedziałem, odwracając się szybko. Mruknęła coś niezrozumiale, lecz nie zwróciłem na to większej uwagi. Niech się fuczy, ile chce.
  Niemal pobiegłam do domku dla służby, w którym jest mi dane mieszkać i żyć. Byłem już nieco zmęczony, ponieważ komnata księżniczki mieści się w lewym skrzydle zamku, a sam domek dla "nas" jest na tyłach. Ponownie przemierzyłem dziesiątki korytarzy i tysiące schodów.
 Złapałem powietrze w płuca, czując, że zaraz mi pękną! Stopy odmawiały mi posłuszeństwa - jednak dzień giermka, bądź, jak kto woli, chłopca na posyłki, jest strasznie męczące! Po prostu czułem, jak energia wypływa ze mnie. I nagle usłyszałem trzask, jakby rozbitej szyby. I krzyk. Piskliwy krzyk kobiety. I wtem zobaczyłem dwójkę czarnych ludzi, po których spływał cień, a ich nieuformowane po ludzku kończyny trzymały jakąś kobietę w łapach. Jakąś kobietę...
- HINATA! - wrzasnąłem, zaczynając rozglądać się za jakąkolwiek bronią. W końcu, to moja przyjaciółka, moim obowiązkiem jest ochrona jej!
   Po kilku sekundach, w tej chwili trwających dla mnie dziesięć lat, znalazłem jakiś pręt. Złapałem go i podbiegłem do istot, trzymających Hinatę. Zamachnąłem się i...
   Pręt nie uderzył w nic, ciała stworzeń rozpłynęły się, trzymając jednak Hinatę.

  To nic, to nic. Po prostu spróbuję jeszcze raz - myślałem. Tracąc energię, namachałem się wielokrotnie, nie dotykając nawet czarnych istot. Co to, do licha ciężkiego, jest?
  Całe szczęście mój wcześniejszy wrzask obudził cały, zasypiający już zamek. Nadworni czarodzieje wystrzelili kilka kul światła, a ciemne stworzenia rozpłynęły się doszczętnie.  Ich ciała powoli zanikały w jasnych kulach nieokreślonej dla mnie substancji. Czarodzieje mówili, że to światło, jednak nie odpowiadało mi to. Światła przecież nie można skumulować w taki sposób...
  Wszyscy zaczęli wiwatować, cieszyć się, że Cienie odeszły. No tak. Nie zauważyli jednego, malutkiego szczegółu. Hinata zniknęła razem z nimi! 

                                                    
                               ▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬ஜ۩۞۩ஜ▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬▬


 Badała mnie swoim zimnym wzrokiem, chociaż z wyglądu była osobą ciepłą. Czułam ten chłód, którym drąży we mnie dziury, próbując osłabić asertywność. Powinna wiedzieć o tym, że się nie poddam.
- Powtarzam, że musimy...
- Nic nie musimy - przerwała mi. - Hinata była tylko służącą, jedną z wielu, nie była ważna dla mnie. Nie musimy jej uwalniać.
- Ale my nawet nie wiemy gdzie ona jest! - Krzyknąłem, wstając z klęczek. Królowa Tsunade spojrzała na mnie surowo.
- Sasuke, zachowuj się - upomniał mnie stojący obok niej , wierny sługa, Orochimaru. Kiwnąłem głową, jednak nie ukłoniłem się.
- Sądzę, że powinnaś, pani, wysłać chociażby grupę zwiadowczą.
- Nie wiem tylko po "co"?
- Uważam, że straciłabyś w oczach mieszczan, jeśli odmówiłabyś pomocy służce, której grozi... śmierć... - powiedziałem, próbując uspokoić nerwy.
- Orochimaru, twój służący jest niewychowany, zadziorny. Potrzebny jest?
- Pani, to mój osobisty sługa.
- Opowiedz mi o nim - powiedziała, patrząc na mnie jak na płat sukna, z którego krawcowa miałaby uszyć jej suknię. Ruchem ręki nakazała mi obrócić się. Uczyniłem to.
- Ma szesnaście lat, rodu Uchiha. Posłuszny, bardzo oddany i wierny.
- Walczyć umie?
- Bardzo dobrze. Jest jednym z moich najlepszych ochroniarzy. No i mogę dodać, że jest oczytany. Nie wiem skąd, ale ten chłopak umie czytać i pisać.
- Taki śmieć jak on? - prychnęła, a ja zacisnąłem pieści. Istotnie, umiem czytać i pisać. Czy to dziwne? Umiałem to od kiedy pamiętam. Tak samo walka wręcz. Nigdy nie wdrążałem się w techniki walki, a raczej one we mnie. To przejmowało nade mną kontrolę, a ja poddawałem się pasji. Morderca. Jestem mordercą z rozkazu. Więc czy warte jest moje życie czegokolwiek?
- Tak, pani - odpowiedział mój pan, w ogóle nie przejmując się jej określeniem wobec mnie. Poczułem, że coś we mnie zawrzało. Jak oni mogli! Nie dość, że odmawiają mi pomocy mojej przyjaciółce, to jeszcze obrażają mnie i traktują jak jakiś tani przedmiot! Zdenerwowany odwróciłem się i wyszedłem z sali, mimo ich nawoływań. Straż mnie nie zatrzymała. Znają mnie. Wiedzą, że zacząłbym się szarpać i uciekłbym im. To i tak nie jest pierwszy raz, jak Tsunade wypytuje o mnie mojego pana.
   Idąc korytarzem, stąpając mocno nogami o posadzkę, mijając wielkie okna i wspaniała widoki, bogate witraże, myślałem o Hinacie. Jestem niezmiernie ciekawy, co się z nią dzieje. Martwię się o nią, kocham jak młodszą siostrę, mimo iż mamy po tyle samo wiosen. Niespodziewanie uderzyłem w coś. Straciłem równowagę, osoba, którą potrąciłem również. Szybko odepchnąłem jedną nogę i zacząłem spadać do przodu. Złapałem spadającą osobę za rękę i zatrzymałem się. Uśmiechnąłem się zwycięsko, wygrywając z grawitacją.
- Nieźle - skwitował mnie książę. Szybko puściłem jego dłoń i ukłoniłem się.
- Wybacz, panie. Nie byłem ostrożny.
- Sasuke, wstań - powiedział książę. Posłusznie wykonałem jego polecenie. Książę odgarną grzywkę z oczu. - Czyżby wczorajszy incydent? Co powiedziała królowa?
- Twa matka, książę, powiedziała, iż Hinata, którą uprowadziły te cieniostwory, nie była ważna dla niej. Była tylko jedną z wielu służek. Nie chce jej ratować.
- Jak to "nie chce"? Przecież każdy ze służby jest ważny. To jeden wielki krąg. Jeżeli jedno ogniwo zniknie, cały okrąg sypnie się. Spadnie, niczym gwiazdy. Spełniając marzenie naszych wrogów, królestwo upadnie. Cóż z tego, że to tylko Hinata? Skoro to jest aż Hinata!
- Podzielam twe zdanie, książę, jednak decydujący głos w tej sprawie, ma twa matka.
- Sasuke. Powiedz mi, jak długo się znamy? - Zapytał książę niespodziewanie. Podniosłem wzrok i spojrzałem w jego błękitne oczy i złotą czuprynę. Książę Naruto z rodu Uzumakich. Syn Tsunade Uzumaki, królowej królestwa Konohy. Ma kuzynkę, Ino z rodu Yamanakich. Jej ojciec jest bratem królowej, nazywa się Deidara Yamanaka i jest, stety lub niestety, wydziedziczony, dzięki czemu to pani Tsunade przejęła królestwo, czyniąc brata szlachetnym magnatem oraz pozwalając jego córce mieszkać w pałacu.
- Książę, znamy się od dzieciństwa - powiedziałem w końcu. To prawda. Książę i ja przyjaźniliśmy się jako dzieci. Czas między moimi obowiązkami służącego a jego lekcjami etykiety spędzaliśmy na zabawie. Jednak potem książę miał coraz więcej obowiązków. Zaczęła towarzyszyć mu straż, na każdym kroku. Nasze dobre kontakty urwały się. Przyjaźń jednak wciąż jest. A przynajmniej tak mi się wydaje. Ale to książę. Co ja mogę o nim wiedzieć?
- Więc wiesz, że nie pozwolę na to, by Hinacie coś się stało. Porozmawiam z matką. Posłuchaj... Przyjdź na naszą polanę gdy zmrok przykryję całą okolicę, a świetliki będą wyznaczać drogę w ciemności. Gdy w całym zamku zgasną światła, a słychać będzie tylko tupot strażników. Wymknę się z komnaty i powiem ci, co i jak.
- Czemu nie od razu?
- Ponieważ uważam, że królowa będzie zirytowana i lepiej nie wchodzić jej w drogę. A wiesz przecież, że - w tym miejscu książę uniósł palec wskazujący do góry i przymknął powieki, cytując swego nauczyciela etykiety - " członkowi rodziny królewskiej bliższe kontakty ze służbą są zabronione" oraz " wychodzenie poza mury zamku dla niedojrzałych członków rodziny królewskiej po zmroku, są zabronione".
- A co nie jest zabronione? - Spytałem, podnosząc jedną brew do góry. Książę uśmiechnął się szeroko.
- Nie wiem. Chyba życie. A to, że żyję w więzieniu obowiązków, to jest mały szczególik. - Powiedział książę wesoło. Kąciki moich ust również uniosły się do góry. Ile czasu minęło od kiedy spędziliśmy razem czas, niczym dzieci? Od... Czterech bądź pięciu wiosen. Więc dzisiejszej nocy dowiem się, czy mogę ratować Hinatę. Cholera. Czemu nie wcześniej? Przecież w tej właśnie chwili młoda dziewczyna może cierpieć katusze!
   Nie zauważyłem nawet kiedy książę odszedł już , stałem sam w szerokim korytarzu z szachownicą na podłodze. Westchnąłem głośno. Od kiedy Hinata znikła wraz z cieniostworami, jest jakoś pusto u smutno. Cholera. Tęsknię. Tęsknię jak cholera.
   Powoli ruszyłem do przodu. Wszystko mnie bolało, mimo, iż słońce było dopiero w zenicie, byłem senny. Chciałbym czasami być lekki, niczym piórko. By móc szybować z bezkresne przestworza. Być czystym, białym. Nieskazitelnym. Niczym anioł. Chciałbym być Aniołem Stróżem Hinaty. Nie opuściłbym jej nigdy, towarzyszył jej, podpowiadał. Służył Bogu i jej. Na zawsze. Gdybym miał ją ciągle przy sobie, nic by się nie stało. Jestem ciekaw, co się z nią dzieje...
- Chłopcze... Chłopcze! - Usłyszałem krzyk z bocznego korytarza. Z tego, co wiem, prowadził on do biblioteki. Stanąłem w miejscu. Zacząłem przysłuchiwać się temu głosu. - Chłopcze! Uspokój się! C-Chłopcze~! - Nagle dotarł do mnie dźwięk rozbitego szkła, a potem jakby jeden z regałów przewrócił się. Szybko sięgnąłem po miecz z pobliskiej zbroi i pobiegłem z stronę biblioteki. Chyba nie ja jeden. Echo w korytarzu mówiło mi, że kilkoro strażników również przygotowuje się do wyprawy do stolicy nauki. Jednak ja byłem pierwszy. I to ja jako pierwszy spostrzegłem masakrę w bibliotece. Poprzewracane regały, zniszczone księgi, pochodnie na podłodze, prowadzące ogniste nici do delikatnych storn antycznych ksiąg. I bibliotekarz, który stał na stola i z krzesłem w ręku próbował odsunąć od siebie ... Cieniostwora! Taki sam, który uprowadził Hinatę! Cholera jasna!
   Szybko zamachnąłem się, jednak, jak poprzednio, ostrze miecza przeszyło powietrze, a jego ciało zdematerializowało się tuż przed kawałem stali. Przekląłem głośno, ponownie próbując. Czarny człowiek, dookoła którego snuła się czarna mgła, odwrócił się w moją stronę. Jego czerwone oczy, które dopiero spostrzegłem, ociekały nienawiścią. Krwią. Ponowna próba i znowu nic.
- Cholera! - Krzyknąłem w końcu, a moje mięśnie piekły z bezsilności.
- On... On przed momentem był człowiekiem! - Powiedział bibliotekarz, odsuwając się i powoli odchodząc w stronę drzwi. - On był człowiekiem! Dosłownie chwilę temu!
- Cholera jasna, jakim człowiekiem? - Warknąłem.
- Po prostu człowiekiem! Z krwi i kości, takim ja ja, jak ty!
- Zamknij się i biegnij po pomoc- powiedziałem w końcu, po czym zająłem się stworem. Ostrze mojego miecza za każdym razem unikało jego ciała. Jakby metal odsuwał się od jego ciała, a jego ciało od klingi miecza. Mocniej złapałem rękojeść, zacisnąłem mocno zęby. To niemożliwe, by tych bestii nie można było pokonać! Musi być jakiś sposób!
- Tu jest! Tu! - Usłyszałem. Odwróciłem się i zobaczyłem kilku strażników i uczonych. Ucieszyłem się, przybyła więc ma pomoc. - Chłopcze uważaj! -Krzyknął jeden z uczonych dziadków. Mój wzrok powędrował z powrotem na cieniostwora. A on właśnie zamachnął się i włożył mi w klatkę piersiową swą dłoń. Krzyknąłem głucho, gdy jego zimna dłoń penetrowała moje serce. Czułem ból i nienawiść, a radość i nadzieja znikły niczym bańka mydlana, którymi uczeni bawią dzieciaki. Poczułem w ustach metalowy smak krwi. Nie widziałem nic wyraźnie, wszystko było zamazane. Tylko jego głos w głowie. Czyj głos? No jego, cieniostwora.
- Sasuke Uchiha -
powiedział z obrzydzeniem - Ja, w imię Najwyższego mego Pana, w ciemności pozbawiam Cię serca, uczuć, ciała. Pozwól, by ta chwila była końcem tego istnienia, a ponownym początkiem mego życia. Mortis będzie twoim wybawieniem. Mortis. Mortis. Mortis.
- Kim jest Mortis? - Zapytałem głośno. Cieniostwór zaśmiał się cicho.
- Mortis jest twoim wybawieniem.
-
Coś więcej?
- Nic. Wiesz tyle, ile powinieneś. Mortis. Mortis. Mortis... -
powtarzał w kółko. A moja głowa zaczęła wirować, żołądek zaczął podchodzić do gardła. Czułem, że unoszę się do góry, chociaż stałem na podłodze. Po chwili dotarła do mnie treść modlitwy cieniostwora. To moja dusza ulatywała z mego ciała. A ja nie mogłem nic zrobić. Nic, by ratować swoje życie. Czyżby to samo spotkało Hinatę?
- Porwaliście tu ostatnio jakąś kobietę? - Zapytałem z wysiłkiem.
- Tak. Byliśmy tu. Chciałeś nas powstrzymać. Niestety, nie udało ci się to. Nie dziwię się. Nie dotnie nas zwykły człowiek. Tylko ktoś rangi Mortis. Mortis...- Po co wam Hinata? - Zapytałem groźnie. Cieniostwór zaśmiał się głośno, a tym razem powiedział coś do wszystkich, nie tylko wewnątrz mojej głowy.
- Kobietę, którą wzięliśmy, jest potrzebna naszemu Panu. Nic więcej nie muszę mówić. Nie jesteście tego warci. Ludzie. Jesteście tylko śmieciami, którymi się żywimy. Niczym więcej. I do niczego innego nie jesteście potrzebni.
- Jak to? Nie powiesz mi co jest z Hinatą? - Warknąłem, mimo silnego bólu w klatce piersiowej. Czułem, że ten cieniostwór naprawdę chce mnie zabić. I zeżreć moją duszę. Więc co jest z młodą służką? Czy jej serce jeszcze bije? A czy jej dusza jest w jej ciele?
- Nie. Nie muszę ci nic mówić. Oprócz jednego faktu. Najbardziej sobie u mnie nagrabiłeś. Co powiesz na to, by zobaczyć śmierć tych tu? - Zapytał cieniostwór, wskazując głową na strażników i uczonych. Wytrzeszczyłem oczy, widząc jak ciemna istota podchodzi do każdego ze sparaliżowanych strachem mężczyzny i powoli wysysa jego duszę. Jeden ze strażników. Potem drugi. Trzeci. Czułem rosnącą we mnie wściekłość. Mimo silnych zawrotów głowy, bacznie przyglądałem się czynnościom cieniostwora. Może dostrzegę jakiś błąd, jakąś pomyłkę.Nagle jeden z uczonych osunął się na ziemię.
- Jeszcze tylko ty... - Powiedział Czarny Człowiek zwycięsko do ostatniego uczonego. Tamten tylko cofnął się. Kaptur, który miał na głowie, nie pozwalał mi nawet na zobaczenie jego twarzy. Mimo to chciałem go bronić. Tyle ludzi umarło na moich oczach. Cholera! A ja nic nie mogę zrobić!
- Ja, w imię Najwyższego mego Pana - Powiedział cieniostwór głośno, jakby i do mnie, i do uczonego.Zacisnąłem pięści -... w ciemności pozbawiam Cię serca, uczuć, ciała. - uczony zesztywniał, a cieniostwór uważnie penetrował jego serce. - Pozwól, by ta chwila była końcem tego istnienia, a ponownym początkiem mego... - Ryknąłem głośne "Nie!". Nie mogłem pozwolić, by ten uczony umarł! Czułem krew pulsującą w moich żyłach. Ta wściekłość kierowała mną. Jak zwierze rzuciłem się na cieniostwora.

- Obudź się, chłopcze. Powiadam ci, obudź się - usłyszałem delikatny głos. Kobiecy. Moje powieki były takie ciężkie, ręce odmawiały posłuszeństwa. Mruknąłem coś na usprawiedliwienie, poddając się.- Obudź się, bałwanie! - Krzyknęła nagle ów kobieta, zrzucając mnie z łoża. Szybko przebudziłem się.
- Witaj - powiedziałem, uciekając wzrokiem jej zabójczemu spojrzeniu.
- Witaj. Dziękuję za uratowanie mi życia - powiedziała kobieta, poprawiając łóżko. Spostrzegłem, że jestem w bogato zdobionej komnacie, a ta kobieta na pewno ma wysoki status.
- C-Co? Nie uratowałem ci życia - powiedziałem szybko.
- Nie pamiętasz?
- A co mam pamiętać?
- Twoją walkę z wysłannikiem Cienia.
- Z kim?
- Co jest ostatnią rzeczą, którą pamiętasz? - Zapytała kobieta, siadając obok mnie. Próbowałem się skupić, jednak to urocza kobieta, siedząca obok mnie, nie dawała mi żyć. Była piękna, a ja nigdy nie mogłem usiedzieć spokojnie przy pięknych damach. Ta miała długie, kasztanowe włosy i orzechowe oczy. Była ubrana w złoto-pomarańczową szatę bez jakichkolwiek ozdób. Po prostu cały materiał jest złoty, a w niektórych miejscach jest wyszywany pomarańczową nicią. Zdziwiłem się, ponieważ to była charakterystyczna szata uczonego.
- Ostanie co pamiętam, to rozmowa z księciem. Rozmawiałem z nim o pewnej sprawie...
- Nic więcej? Naprawdę nie pamiętasz nic więcej?
- N-Nie...
- Człowieku - dama uniosła się z ziemi i stanęła nade mną.- Walczyłeś z wysłannikiem Cienia! Wygrałeś z nim! To jest niemożliwe, by ktoś taki jak ty dokonał czegoś takiego! Oczywiście, rozumie, że możesz być przemęczony, oraz twoje rany, są bardzo głębokie... Ale naprawdę nie pamiętasz wczorajszego dnia?
- N-Nie... Chwila moment! Wczorajszego? Cholera jasna, spóźniłem się! - Wrzasnąłem, wstając z ziemi. Ze stołu złapałem swoją koszulę i założyłem ją szybko.
- Uważaj, opatrzyłam twoje rany. Nie ro...
- Co?
- Uważaj na szwy.
- Dobrze, pani - odpowiedziałem jej, a następnie zniknąłem w drzwiach.

3 komentarze:

  1. Fajne ^^ (się naczytałam :D)
    Hm.. trzeba iść zjeść śniadanie.. ja nie na temat XD
    Ano i pochwalę się, że tylko 2 postacie musiałam sprawdzać w googlu, a resztę znałam ~~
    Ano, bo Naruto nie oglądałam ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne :D Widziałem fanficki Naruto w różnych realiach, ale w Średniowieczu jeszcze nie =3 Na pewno jedno z moich ulubionych.

    OdpowiedzUsuń
  3. nawet kiedy nienawidzę naruto to to jest świetne =3

    OdpowiedzUsuń